W ostatnią niedzielę wyruszyliśmy rodzinnie (czyli ja, Arek, Konstancja i Robcio) jak przystało na twardzieli na pierwsze nasze zawody Dogtrekkingowe. Pogoda była okropna, zimno, wiało, błoto, resztki śniegu ale to nam zupełnie nie przeszkodziło aby się trochę potrudzić i pobrudzić.
Przyłączyliśmy się do przyjaciół ze szczecińskiego klubu agility "Agility Team" i jako grupa wyruszyliśmy na tzw trasę FIT dla początkujących. Dostaliśmy mapę i kilka wskazówek o punktach kontrolnych, których było 6 na tej konkretnej trasie. Trochę pobłądziliśmy i zamiast 6 km zrobiliśmy myślę około 9 km. Ale tak to jest jak się gada zamiast kontrolować mapkę :) Trzeba było też nauczyć się patrzeć na tą mapę, pierwsze "koty za płoty" . Następnym razem pójdzie nam lepiej.
Na mecie czekała na nas gorąca herbata i czerwony barszcz oraz ognisko , na którym można było usmażyć sobie kiełbaskę czy przygotowane wcześniej ziemniaki. Ja poprzestałam na pieczonej bułce i ziemniaku, bo mięsa nie jadam.
Lubimy chodzić po lesie z psami ale odkryliśmy, że kiedy jest konkretne zadanie do wykonania jest to jeszcze bardziej przyjemne i ciekawe.
W czasie zawodów pies musi być na smyczy dlatego w tym celu zaopatrzyłam się w stosowny sprzęt aby na następnych zawodach, które odbędą się 13 grudnia być już odpowiednio przygotowanym.
Przyłączyliśmy się do przyjaciół ze szczecińskiego klubu agility "Agility Team" i jako grupa wyruszyliśmy na tzw trasę FIT dla początkujących. Dostaliśmy mapę i kilka wskazówek o punktach kontrolnych, których było 6 na tej konkretnej trasie. Trochę pobłądziliśmy i zamiast 6 km zrobiliśmy myślę około 9 km. Ale tak to jest jak się gada zamiast kontrolować mapkę :) Trzeba było też nauczyć się patrzeć na tą mapę, pierwsze "koty za płoty" . Następnym razem pójdzie nam lepiej.
Na mecie czekała na nas gorąca herbata i czerwony barszcz oraz ognisko , na którym można było usmażyć sobie kiełbaskę czy przygotowane wcześniej ziemniaki. Ja poprzestałam na pieczonej bułce i ziemniaku, bo mięsa nie jadam.
Lubimy chodzić po lesie z psami ale odkryliśmy, że kiedy jest konkretne zadanie do wykonania jest to jeszcze bardziej przyjemne i ciekawe.
W czasie zawodów pies musi być na smyczy dlatego w tym celu zaopatrzyłam się w stosowny sprzęt aby na następnych zawodach, które odbędą się 13 grudnia być już odpowiednio przygotowanym.
Jest to pas na biodra z dopinaną do niego smyczą z amortyzatorem.
Muszę się pochwalić, że pomimo wpadki z pobłądzeniem nasz team zajął 3 miejsce. Dla nas taki sposób spędzania wolnego czasu jest sam w sobie ogromną przyjemnością dlatego nie jest istotne miejsce w wynikach ale następnym razem …. musi być lepiej hi, hi …
Trzymajcie kciuki i zachęcam wszystkich spróbowania swoich sił w dogtrekkingu :)
Miałam okazję uczestniczyć w 4tym Tyskim Dogtrekkingu w tym roku. Byłam nim zachwycona. To był mój pierwszy raz i od razu dystans 15km :) Ludzie życzliwi i atmosfera fajna. Kilka tygodni wcześniej zaczęłam treningi, żeby przystosować psa do tak długiej trasy, ale po jej przejściu stwierdziłam, że Lenka przeszłaby tą dłuższą (25km). Fajna zabawa :) polecam i cieszę się, że Robcio spróbował swoich sił :D Ola :)
OdpowiedzUsuńTo bardziej my sprawdzaliśmy swoje siły :) Robcio nie musiał próbować, mógł iść od razu dłuższą trasę. W najbliższą niedzielę kolejne zawody, również z Robciem, trzymajcie kciuki, bo tym razem trochę dłuższa trasa. Musimy korzystać z okazji póki nie ma śniegu, bo wtedy z Bearded Collie nie da się już chodzić, bo na włosach łap robią się kule śniegowe.
OdpowiedzUsuń